11.12.2011!
W ten
dzień wszystko się zaczęło, mam oczywiście na myśli kolejny etap naszego związku- ZARĘCZYNY.
W zeszły
wtorek minął rok od tego wyjątkowego dnia. Wiem, wiem, dziś niedziela więc mamy
małe opóźnienie w pisaniu bloga ale sami rozumiecie, praca i inne obowiązki…
Dość tych wstępów, czas na relację.
Jak już
wszyscy wiecie, na ten wyjątkowy dzień Mariusz porwał mnie aż do Włoch. Wyjazd
był bardzo przypadkowy (tak wtedy myślałam) znajomi mieli odebrać z Włoch
jakieś płytki do wykończenia domu. Zaproponowali nam żebyśmy pojechali z Nimi
dla towarzystwa . O mały włos byśmy z tej propozycji wcale nie skorzystali, a
dokładniej to ja bardzo się opierałam. Miałam wtedy praktyki w szkole i to był
dla mnie priorytet, choć w głębi serca wiedziałam, że druga taka okazja szybko
się nie powtórzy. Za namową Mariusza, Marka i Basi poprosiłam w szkole o jeden
dzień wolny i wyruszyliśmy na przedłużony weekend. Oszczędzę Wam relacji z
podróży, która trwała około 16h :P
Gdy
dojechaliśmy na miejsce byłam absolutnie oczarowana Wenecją, nocą wyglądała
pięknie, nazajutrz rano zachwyciłam się nią jeszcze bardziej, gdy spacerowaliśmy
wąskimi uliczkami, jedliśmy prawdziwa włoską pizze i cieszyliśmy się sobą. Jak
później się okazało, Wenecja była tylko wstępem i Mariusz (wraz ze wspólnikami-
Markiem i Basią) dozował mi emocje.
Kolejnym punktem wycieczki była Werona, zorientowałam się gdzie jestem dopiero
na miejscu, bo całą trasę między Wenecją a Weroną zwyczajnie przespałam.
Na miejscu wybraliśmy się oczywiście na wycieczkę ze zwiedzaniem, byłam
zaskoczona gdy znaleźliśmy się przy słynnym balkonie Julii przy Via Cappello.
Wtedy właśnie Marek z Basią dali nam prezent- były
to wejściówki na ten właśnie balkon, po drodze było jakieś mini muzeum ale Mariusz
nie za bardzo był nim zainteresowany więc poszliśmy na balkon pomachać z góry
Markowi i Basi i oczywiście zrobić kilka zdjęć. W tym oto momencie zaczęło się
to, co obydwoje mało pamiętamy. Stres Mariusza
i moje zaskoczenie zrobiły swoje.
Na szczęście nasi kochani towarzysze podróży uwiecznili ten cudowny moment… Zresztą sami zobaczcie!
Nawet teraz gdy to piszę, łezka kręci mi się w oku.
Myślę, że jeszcze kiedyś tam wrócimy.
Ps.
Wybaczcie, ale o spóźnieniu się na samolot powrotny i czekaniu kilka godzin na
lotnisku na kolejny lot już nie wspomnę :P bo to wątek poboczny :P
A tak na
koniec, korzystając z okazji, wszystkim śledzącym naszego bloga, życzymy
Wesołych, ciepłych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia!
E&M
W Weronie? Słabiutko... Ja oświadczyłem się na księżycu.
OdpowiedzUsuńŻyczę Wam wesela w Pałacu, zasługujecie na śliczny Pałac ! inaczej tego nie widzę !!!
OdpowiedzUsuńProsimy o podpisywanie się w komentarzach :)
OdpowiedzUsuńE&M